Od czasu wojny z Wietrznymi minęło naprawdę dość dużo czasu. Wszyscy wojownicy wrócili już do zdrowia. Znowu byliśmy bardzo silnym klanem. Obserwując to wszystko powinnam była być spokojna. Nie miałam powodów do zmartwień, strachu, lęku. Ja jednak przeczuwałam, że coś się stanie. [..]
To był ciężki dzień. Pomimo tego, że byłam szczeniakiem, moja intuicja podpowiadała mi, abym zatrzymała rodziców. Tak bardzo nie chciałam, żeby szli na wojnę. Moje prośby, błagania na nic się nie zdały. Oni musieli to zrobić. Musieli walczyć o klan, o honor… Ostatni raz podbiegłam do rodziców. Wtuliłam się w ich miękką sierść. Usłyszałam szybkie bicie serca mamy… Ona też się bała, podobnie jak inni…
Nadszedł czas rozłąki. Moi najbliżsi poszli za innymi wojownikami, a ja zostałam ze starszymi. W sumie to przez dłuższy czas stałam na środku klanu, obok wielkiej skały i wpatrywałam się w dal. Uczucie strachu. Leku wciąż we mnie narastało.[...]
- Ratujcie ich! - krzyczałam do medyczki i innych. - Ratujcie moich rodziców!
- Itami, córeczko… - usłyszałam słaby głos ojca - Żegnaj!
Nadszedł najtrudniejszy moment w moim życiu. Wszystko, to co miałam rozpłynęło się w powietrzu. Zostałam sama jak palec...[...]
Znałam dobrze to uczucie. Teraz znowu mi towarzyszyło. Może nie w takim stopniu, ale siedziało we mnie i nie chciało opuścić. To wszystko przez Thanda, to on zaczął z nami walkę, to on zerwał nasz sojusz. Słyszałam, co mówiła starszyzna. Podobno traktował swój klan okropnie, był dla nich agresywny. Według mnie nie dorósł do bycia liderem... A może robił to specjalnie? Zostawiłam to pytanie na później. W naszym klanie jak na razie panował spokój. Położyłam głowę i zasnęłam.
[266 słów]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz