Wschodzące słońce wspaniale ocieplało wygląd różowawego teraz nieba. Patrząc jednak w stronę terenów Wietrznych, zauważyłam kolor ognisty. Wydawało mi się, że las z tamtej strony spowijają płomienie. Nagle nadbiegła sunia, z którą spotkałam się pierwszy raz przed wojna. Shiva. Ta, która postawiła się Thandowi. Widziałam na jej ciele blizny, były świeże, od ugryzień. Aktualny lider Ventusa był bardzo agresywny i zgaduję, że to ślady jego zębów nosiła na sobie szara.
- A więc znowu przyszłaś? - zapytałam. Thand pewnie będzie zły. A jak suczka nie zaprzestanie takich zachowań, wkrótce pozostanie z niej poszarpane ciało. Wiem, do czego ten pies jest zdolny. Dawno nie widziałam kogoś, kto tak zabijał, jeśli nie był Samotnikiem. W jego oczach było widać nie zwykłą wolę walki, ale radość i pasję. Przerażające.
Poczułam swąd dymu i obróciłam się zaniepokojona.
- Pali się?
- Paliło, ale ugasiliśmy ogień.
Wiatr delikatnie szarpał źdźbła trawy, a my siedziałyśmy w milczeniu. Przez moją głowę przepływał natłok sprzecznych myśli. Chciałam im pomóc, a z drugiej strony nie. Nie wiedziałam, co zrobić.
Byli jednak naszymi sojusznikami. Wiedziałam, że większość z nich za liderem nie przepada. Moglibyśmy... sprawić, by zniknął. Po prostu. To dałoby dużo Wietrznym, a w konsekwencji i nam.
- Co sądzisz o swoim liderze? - szepnęłam do niej. - I jaki stosunek mają do niego inni?
<Shiva? Wybacz, że takie krótkie>
[216 słów]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz