Pies wskoczył między nas i rzucił się na Shivę, zanim zdążyłam zareagować. Gryzł ją i szarpał jej czarną sierść, choć ona całkiem nieźle się broniła. Nie mogłam stać tak bezczynnie, tym bardziej, że w sprawie bezsensownych walk i konfliktów, ona była po stronie mojego klanu. Mocno odbiłam się od ziemi i zębami wbiłam się w kark nieświadomego tego Thanda. Ten krótko jęknął, co pozwoliło się suczce uwolnić się z uścisku jego szczęk. Lider zrzucił mnie z siebie, lecz ja kopnęłam go łapami, przez co upadł na plecy. Rzuciłam się z Shivą w stronę jego odsłoniętego brzucha. Krew psa brudziła mój pysk, sklejała sierść i barwiła ją na bordowo. Moje kły niebezpieczne zbliżały się do gardła psa. Spokojnie mogłam go teraz zabić, rozszarpać, sprawić by zniknął na zawsze. Jeśli zechciałabym, już by nie żył. Dyszałam ciężko, pochylona nad silnym ciałem.
- Co, jednak nie jesteś taka silna, jak się wydawało, suniu? - warknął pogardliwie. - No już, zagryź mnie. Przecież nie mam jak się obronić.
Suczka niepewnie spoglądała to na mnie, to na swojego lidera, a ja powoli otworzyłam pysk i przyłożyłam go do gardła Thanda. Czułam jego przerażenie, tak dobrze ukrywane dotąd pod maską agresji, czułam słaby, urywany oddech. Lekko przejechałam kłami po skórze psa, zostawiając długą, cienką rankę, a następnie odsunęłam się. On natomiast spojrzał na mnie ze zdziwieniem i uciekł w stronę terenów Ventusa.
Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. W końcu gdyby nie żył, nie mógłby już dręczyć swoich wojowników.
Wiatr jak gdyby przysłuchiwał się moim rozmyślaniom i szeptał mi do ucha szumiącą odpowiedź, której niestety nie rozumiałam.
<Shiva?>
[260 słów]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz