Pełna różnych myśli, które pędziły po mojej głowie niczym nieuchwytna zwierzyna lub ostry wiatr, udałam się na skałę. Wskoczyłam na nią zwinnym susem i zawołałam:
- Niech wszystkie psy, zdolne do samodzielnego polowania, zebrały się przy wielkej skale!
Z legowisk powoli zaczęli wychodzić wojownicy, starsi, którzy czuli się na siłach, uczniowie. Gwarno było wśród nich, na pewno wiedzieli już, co się stało.
- Jak już pewnie słyszeliście, dziś nasz towarzysz odszedł. Zginął w honorowej walce z wrogami, dzisiaj wieczorem dołączy do Gwiezdnych. Będzie nam go brakować...
Zabrakło mi słów. Ucichłam, ale już chwilę później łączyłam się wraz z resztą wojowników w wyciu. Żegnaliśmy go.
- Jeśli bliscy mają ochotę się z nim pożegnać, zobaczyć go ostatni raz, mają wolną łapę.
Zeskoczyłam z głazu i podeszłam do ciała wojownika, a wraz za mną jego rodzina. Spojrzałam w niebo, które już się ściemniało i cicho wyszeptałam słowa do Gwiezdnych. Przyłożyłam nos do jego nosa i odeszłam, jak pozostali. Przy martwym ciele zostali tylko najbliżsi. Będę przy nim ostatnią noc.
Naprawdę było mi ich szkoda.
Najgorsze w śmierci jest to, że najbardziej kaleczy nie nas, a serca osób, które były dla nas ważne, dla których my byliśmy ważni. My... Już odchodzimy, do Gwiazd albo tam, gdzie przebywają Zgaszeni. A ci, którzy nas kochali? Boli ich to. Jedni pogrążeni są w smutku, inni tego nie pokazują. Ale śmierci się nie unika. Śmierć była, jest i będzie. Tak jak i życie. Śmierć nie mogłaby istnieć, gdyby nie było życia. A czy życie może istnieć, jeśli nie byłoby śmierci?
[253 słowa]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz