*dalej wydarzenia z nocnej bitwy*
Patrzyłam zszokowana na to, co się dzieje i nie umiałam uwierzyć. Nie wiedziałam sama, czy to mi się śni, czy dzieje naprawdę. Atakował nas klan Ventus, a mieliśmy z nim sojusz. Nie wiedzieliśmy, czemu nas atakują. Oni nie wiedzieli, dlaczego mają to robić. I sunia, ta sama, którą spotkałam przy granicy, postawiła się, właściwie to stanęła nie tylko przeciw liderowi, ale też przeciw kodeksowi. Nie chciała mnie zaatakować. Chciała pokoju. Thand, jak to on, był wściekły. Warczał na nią, pokazując ostre kły, ale ona, choć widziałam, jak sierść drgnęła jej na grzbiecie ze strachu, wciąż wpatrywała się we wszystkich ze złością, niewzruszona.
- Tego chcecie? Naprawdę? Na tym wam zależy? - syknęła. Kilka psów prychnęło, ale zaraz nastała cisza. Dalej nikt nie ośmielił się na nią rzucić.
- Tak mówi kodeks. - mruknął jeden z wojowników Ventusa, i zacytował. - Walcz o swój klan, nawet za cenę życia.
Wiatr huczał, poruszając koronami drzew. Trawy kołysały się mocno, a my wciąż staliśmy w krzywym kole wokół Shivy. Niedaleko niej trzymał się Thand, spoglądając na nią z wściekłością i napinając mięśnie.
Suczka powoli pokiwała głową.
- Tak, i jeśli oni wkroczyliby na nasz teren, walczyłabym. Ale jakim prawem mamy mordować ich w nocy bez wyraźnego powodu? Nawet my sami nie wiemy, dlaczego. Mamy zabijać tak bezwolnie jak maszyny kierowane przez dwunogów? Jeśli mam ją zabić, liderze - podkreśliła ostatnie słowo, patrząc w stronę psa. - to wyjaśń mi, dlaczego.
Jedni patrzyli na nią z wyraźnym rozbawieniem, pewnie chcieli nam coś zrobić. Inni przytakiwali bezgłośnie rebeliantce, a jeszcze następni wbijali pusty wzrok w ziemię. W liderze klanu buzowała złość, czułam, że najchętniej rzuciłby się na mnie lub Shivę i zabił, zagryzł, zamordował. W sumie znałam to uczucie - nienawidziłam go, ale znałam.
Czułam się wycieńczona i padałam z łap, zadane mi rany bardzo bolały, a widziałam, że inni moi wojownicy mają się jeszcze gorzej. Nie mogłam ich tu zostawić, lecz z drugiej strony miałam ochotę słuchać suni. Z jednej strony się z nią zgadzałam, z drugiej - życie wszystkich klanów w pokoju byłoby niemożliwe.
Jednak pewnie i tak wszystkiegk dowiem się, oczywiście w tysiącu różnych wersji, na zgromadzeniu klanów. Najważniejsi są teraz poranieni, musimy wracać.
- Klan Flumine. - szczeknęłam zachrypniętym, słabym głosem. - Wracamy. Wracamy.
Udaliśmy się do obozu, w o wiele wolniejszym tempie niż na początku. Całe szczęście tym razem nie zginął nikt, ale trzeba wszystkich jak najszybciej położyć u Itami, myślałam.
Weszłam do obozu, podeszłam do legowiska medyka i padłam na ziemię.
Jednak pewnie i tak wszystkiegk dowiem się, oczywiście w tysiącu różnych wersji, na zgromadzeniu klanów. Najważniejsi są teraz poranieni, musimy wracać.
- Klan Flumine. - szczeknęłam zachrypniętym, słabym głosem. - Wracamy. Wracamy.
Udaliśmy się do obozu, w o wiele wolniejszym tempie niż na początku. Całe szczęście tym razem nie zginął nikt, ale trzeba wszystkich jak najszybciej położyć u Itami, myślałam.
Weszłam do obozu, podeszłam do legowiska medyka i padłam na ziemię.
<Ktoś z Ventus lub Flumine?>
[412 słów]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz