Osobą, która mnie wołała, okazała się nasza medyczka. Przyniosła ze sobą smutne wieści - kilkunastu wojowników poranionych, jeden zmarł. Tyle krwi już się przelało. Wojna między klanami jest bardzo zaciekła, a dołączyli do niej jeszcze Samotni.
Później Itami zmieniła temat, zapytała o starszyznę.
- Mają się dobrze. - odpowiedziałam, smutno się uśmiechając - Zaczęła się pora zielonych liści, jest mniejsze ryzyko chorób.
Sunia uśmiechnęła się do mnie.
- A co do poszkodowanych, czy ciało jest w obozie?
- Tak. - odpowiedziała. - Wojownicy przynieśli je, by pochować kolegę godnie.
- Dobrze. - stwierdziłam tylko, patrząc w niebo nieobecnym wzrokiem. Dlaczego znowu ponieśliśmy straty?
Zaczął wzbierać się we mnie ból, który próbowałam od siebie odegnać. Należy się zająć klanem. Jednak uczucie smutku, wściekłości i niejakiej bezsilności trwało we mnie. Wspomnienie ojca, który wszystkiego mnie uczył. Którego zabił wrogi klan. Brata, który zdradził Flumine. To była też jego wina, że tata zginął. Mamy, która mimo śmierci męża i utraty syna dawała sobie radę. Która była dla mnie jedynym wsparciem, a ja dla niej. To wtedy nauczyłam się nie mówić głośno o swoich uczuciach. Jeśli uczucia pozostaną we mnie, będzie lepiej. Trzeba się skupiać na innych. Trzeba swoje uczucia rozważać w samotności i nie dawać im kierować sobą bez logicznego myślenia. Nie pozbywać się ich, ale nie pozwolić im sobą zawładnąć. Bo kiedy działa się pod wpływem gniewu, mówi się rzeczy, których wolałoby się nie wyjawiać. A może to tylko w gniewie inni pokazują swój prawdziwy stosunek do nas?
Przez chwilę żadna z nas się nie odzywała, aż przerwałam ciszę panującą między nami.
- Trzeba go dziś pochować, powiedzieć klanowi, powierzyć Gwiezdnym. Pójdę zaraz zwołać klan. Czy pozostali są bardzo zranieni?
- Kilku ma głębokie rany, ale większości pomogłam uśmierzyć ból. Reszta jest trochę pocharatana, jeden ma naderwane ucho.
- Rozumiem. Idź się nimi zajmij, ją zwołam pozostałych na spotkanie.
[307 słów]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz