Była noc. Cicha, pochmurna noc. Coś nakłoniło mnie, bym wyszłam z legowiska. Nie chciało mi się spać. Spojrzałam w niebo. Chmury zasłoniły gwiazdy. W obozie panowała kompletna cisza. Wszyscy spali. Tylko nie ja. Było przyjemnie, a oczy nie miały ochoty się zamykać. Postanowiłam tu zostać. Wiał delikatny wiatr, który nagle przyniósł ze sobą niepokojące zapachy. Wstałam i zaczęłam węszyć. A może to pomyłka? Nie, na pewno nie. Ten nos się nigdy nie myli. Zapach Wietrznych!
Najwyraźniej nie tylko ja wyczułam tą woń. Zdenerwowana Natsu wyszła ze swojego legowiska z okrzykiem:
- Klan Flumine! Do walki, Wodni!
Wrogowie, którzy jeszcze przed chwilą byli naszymi sojusznikami, czekali przy obozie. Biegłam razem z innymi i rzuciłam się na młodego, brązowego wojownika. Uczepiłam się jego grzbietu, raniąc go pazurami. Przeciwnik zawył z bólu, próbując zrzucić mnie ze swoich pleców. Trzymałam się mocno. Uwolniły się we mnie wszystkie złe emocje, a optymizm zniknął. Nigdy nie wybaczę tego Wietrzym! Można powiedzieć, że nawet darzyłam ich sympatią. Nie mogłam uwierzyć, że oni, jako nasi sojusznicy postanowili zaatakować. Ale dlaczego? Starałam się zatrzymać tok myśli, by skupić się na walce, ale było już za późno. Korzystając z chwili nieuwagi, pies odepchnął mnie z całej siły. Poleciałam na drugi koniec obozu. Czując ból, ponownie skoczyłam na brązowego. Był mniej-więcej moich rozmiarów, dlatego postanowiłam stawić mu czoła. Uczepiłam się jego ogona, gryząc zaciekle. Widząc, że osłabł, przygniotłam go do ziemi. Zaczął tracić powietrze. Z trudem wydostał się z mojego uścisku i uciekł.
- Cassi, uważaj! - usłyszałam głos któregoś z naszych wojowników. Za mną stał masywny, czarny członek Wietrznych. Przygniótł mnie do ziemi, jak ja przed chwilą brązowego wojownika. Udało mi wyślizgnąć się od niego i zadać cios w pysk. Zaskoczony, kłapnął na mnie zębami, ale uciekłam w bok.
Moje rany były poważne, ale walczyłam dalej. Wietrzni zaczęli opuszczać nas obóz. [...]
Tak jak inni, leżałam w legowisku Itami czekając, aż ta zajmie się moimi ranami.
- Nie jest z tobą źle. - powiedziała spokojnie. - Rany nie są dość głębokie.
Na te słowa odetchnęłam z ulgą. Tego samego nie można było jednak powiedzieć o Natsu. Suczka leżała słaba. Medyczka podała mi zioła oraz zajęła się ranami, po czym odeszła w stronę liderki. Jedyną dobrą rzeczą w tym wszystkim było to, że w walce tej nie zginął żaden nasz wojownik, a u Wietrznych - aż pięciu. W mojej głowie jednak krążyły inne myśli. I najważniejsze pytanie - dlaczego? Dlaczego to wszystko musiało się wydarzyć? Dlaczego Wietrzni nas zaatakowali? Dlaczego? Moje obrażenia nie były dla mnie dużym problemem, najbardziej martwiłam się o Nat, jeśli w ogóle miałam prawo tak się do niej zwracać. Dlaczego to ona musiała ucierpieć najbardziej? Starałam się uspokoić. To nie koniec świata. Życie toczy się dalej. Liderka wyzdrowieje, tak jak wszyscy pozostali. Byłam już spokojna. Nas klan, klan Flumine, odzyska siły! Zadowolona i zmęczona zasnęłam.
[468 słów]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz