Po raz pierwszy od nocnej bitwy wyszłam z legowiska Itami. Wydarzyła się ponad tydzień temu, ale dla mnie te przeleżane u medyczki dni wydawały się długie niczym miesiące.
Otrzepałam się i nabrałam mocno powietrza w płuca.
Uwielbiam i zawsze uwielbiałam ten moment, kiedy jest lepiej. Kiedy po trudnym czasie coś się zmieniało, poprawiało.
Nie byłam jeszcze całkowicie zdrowa, ale nie musiałam już przebywać u Itami, wystarczało raz na kilka dni przychodzić po zioła niezbędne do zażycia.
Wiatr czochrał moją czarno-białą sierść i przywodził do mnie zapachy z lasu. Spoglądałam w stronę gór, zza których powoli wynurzało się słońce. Niebo nabierało piękniejszych barw, niż za dnia, stawało się różnokolorowe - z jednej strony bursztynowe, z innej różowawe, gdzieś jeszcze koloru fiołków, rosnących już wokół.
- Kocham Porę Zielonych Liści. - szepnęłam do samej siebie cicho i położyłam się na trawie, teraz nie suchej, ale zielonej i miękkiej.
Patrzyłam w jeden punkt, leżałam nieruchomo.
Słońce wzeszło już w pełni, a niebo leniwie traciło swoje kolory, zmieniając je w błękit.
Liczyłam, ile dni dokładnie minęło od walki z klanem Ventus, próbując dowiedzieć się, jaki dziś dzień.
- Prima Aprilis... - przypomniałam sobie. - Dzisiaj będzie wesoło. - uśmiechnęłam się do siebie na wspomnienie zeszłorocznego celebrowania tego święta.
Udałam się na środek obozu, poczekać, aż wszyscy wstaną.
<Wodni?>
[213 słów]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz