Przyjemny wietrzyk czochrał moją przydługą sierść. Kiedy zapytałam się już wszystkich o wspólne polowanie, nie miałam wyboru - muszę zrobić to sama. Jak ja tego nienawidzę! Spokojnym krokiem wyszłam z obozu, kolcolist którym był otoczony lekko podrapał mi grzbiet, jako że znana jestem ze swojej dość nienaturalnej wysokości nie ma co się temu dziwić. Kiedy obóz miałam już daleko za sobą zaczęłam truchtać, moje kroki były ciche. Zatrzymałam się w środku ciemnego lasu, otoczona jedynie przez drzewa poczułam się trochę dziwnie. Wszędzie same drzewa, jeszcze ta cisza która aż dzwoni mi w uszach. No i ten mrok, warto o nim wspomnieć, przecież był wszędzie. Przełknęłam ślinę, pewnie ruszyłam na przód, prosto w ciemność lasu. Nie zachowując się już jak szczeniak, kroczyłam dumnie (nie, tak na prawdę bałam się jak dziecko u dentysty). Powąchałam ziemię przede mną, wyczułam świeży zapach zająca. Może nie jest to sarna czy jeleń ale na pewno lepsze to niż mała myszka, która starczy co jedynie dla szczeniaka. Rozejrzałam się, szare zwierzę mignęło w krzakach na prawo. Przywarłam do ziemi. Bezszelestnie przesuwałam łapy, powoli i jeszcze wolniej, tylko żeby go nie przestraszyć. Zając stanął na łapach i rozejrzał się, właśnie w tym momencie skończył się jego żywot. Wbiłam ostre kły w jego ciepłe i miękkie ciałko. Po pysku spływała mi ciemnoczerwona ciecz, położyłam go na chwile i oblizałam pysk, nie przepadam za tym smakiem. Wzięłam go znowu i ruszyłam do obozu.[...]
Kiedy dotarłam zobaczyłam że większość psów jest poza obozem. Było pusto, nawet bardzo. Widziałam raptem cztery psy. Lider rozmawiał z dwójką wojowników. Pewnie wysyłał ich na patrol nocny. Czwarty pies brał właśnie sporego drozda z kupki zwierzyny. Poszłam właśnie w tym kierunku, odłożyłam ofiarę i wzięłam nornicę. Po zjedzeniu posiłku zorientowałam się że zapadł już wieczór, nie byłam zmęczona. Ruszyłam w stronę lasu. Mimo mojego lekkiego strachu pewnie szłam przed siebie. Gwiazdy mrugały nad moją głową, każda jaśniej od poprzedniej. Księżyc oświetlał cały las, nawet jeśli to tylko pół pełnia dawał aż tyle światła. Powiało mocniej. Kilka listków odczepiło się od gałęzi, zawirowało w powietrzu, wyglądał jakby tańczyły. Uśmiech pojawił się na moim pyszczku, jeszcze wcześniej widniało tam lekkie zniesmaczenie, spowodowane moim strachem. Teraz, kiedy noc wydawała się czymś pięknym, wszystko zniknęło. Strach przepadł razem z niepokojem i poczuciem że coś mnie obserwuje. Ruszyłam za wiatrem, próbowałam go wyprzedzić. Po kilku minutach biegu zatrzymałam się. Stałam przed skałą, na niej siedział pies. Nie znałam jego imienia, jednak wiedziałam że był z naszego klanu, kojarzę jego długą sierść i ogólnie jego wygląd. Samiec głośnym i donośnym głosem, w którym nie było można usłyszeć nawet najmniejszego strachu zapytał.
- Kto tu jest? - Jego ton był groźny, nie bał się że to jakiś pies z wrogiego klanu, albo co gorsza samotnik.
- Em… Ja… Naprawdę… Nie wiedziałam że, to miejsce jest zajęte. - przestraszona położyłam po sobie uszy, nie chciałam by samiec zrobił mi krzywdę. Pewnie był silniejszy, może i jestem szybka ale i tak prędzej czy później by mnie dorwał. Nie chciałam poczuć jego kłów na mojej szyi - Ja… Nie jestem wrogiem. Może mnie nie kojarzysz ale jestem z Klanu Tenebris, rzadko kiedy rozmawiam z innymi, jestem bardzo nieśmiała.
<Kirai?>
[523 słowa]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz