Słońce świeciło na niebie. Rude łapy przeskoczyły przez gąszcz chaszczy. Spokojny trucht przemienił się w szaleńczy bieg. Szaleńczy bieg po naszej części lasu.
Słyszałam, że ostatnio w bitwie zginął jeden z wojowników, a sporo zostało rannych. Klan osłabł. Ale wierzyłam, że szybko dojdziemy do siebie. W mojej głowie nie ma miejsca na smutki. Nagle, usłyszałam szelest w krzakach. Nastawiłam uszu. Zając. Natychmiast przestałam biec i... szybko rzuciłam się na ofiarę. Stworzenie zaczęło uciekać.
- Moje życie jest moje! - sapnęłam. - Żaden uciekający zając nie zniszczy mojego celu!
Skoczyłam na niego w ostatniej chwili, gdyż był bardzo blisko bezpiecznej nory. Zabiłam go szybkim ugryzieniem w szyję. Polowałam już dziś dla Klanu, a wyszłam nie na polowanie, tylko na spacer, więc postanowiłam zjeść zdobycz. Tak... żaden zając nie zniszczy mojego życia. To ja o nim decydowałam. Tak było i tym razem.
Po zjedzeniu posiłku ruszyłam nad pobliski strumien, by się napić. Oblizałam pysk na myśl o smacznej zdobyczy, którą to przed chwilą zjadłam. Gdy poczułam smak wody w ustach, moje potrzeby były już zaspokojone. Poszłam do obozu.
Ujrzałam Itami, naszą medyczkę, wchodzącą do swojego legowiska.
- Cześć! - zawołałam do niej przyjaźnie.
Wiedziałam, że mnie usłyszała, bo szczeknęła na powitanie. Podeszłam do suczki.
- Wszyscy już zdrowi po ostatniej bitwie? - spytałam, trochę jakbym była liderką.
<Itami?>
[215 słów]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz